Praŭda siakiery - chłuśnia dla kamla.

Praŭdy ŭ śviecie niama. La-la.

1. Dažynki

U toj dzień ja siadzieła ŭ ofisie j nikoha nie čapała, až zzzum! — pad stałom zazvaniŭ mabilnik. Kotka hryzie pravadok maje zaradki, jon robicca ŭsio karaciejšy, voś čamu telefon zaradžajecca ŭ razetcy pad stałom, a ja łažu pad jaho. Maja siastra nikoli b sabie hetaha nie dazvoliła — zamiž padrezvać pravadok dy poŭzać pad stałom, jana b nabyła novuju zaradku. Usia tałkovaść dastałasia joj, mnie ničoha nie pierapała. Ad jaje byŭ i zvanok: kliča na abied. Siastryca maja pracuje ŭ hazecie «Savieckaja Biełaruś» (st.m. «Akademija navuk») a ja — na radyjo «Volnaja Biełaruś» (st.m. «Park Skivicoŭcaŭ»). Kali pravieści rysu pamiž našymi kantorami, to akurat na siaredzinie znachodzicca dyjetyčnaja stałoŭka, u jakoj my zredku sychodzimsia. Heta niedastatkova dobraje miesca dla siastry, zatoje neŭtralnaja ziamla, da jakoj iści paroŭnu, dyj jejnyja kalehi nie zaśpiejuć za kramolnym kantaktam. Siastra celić u načalnicy adździełu. Jaje zavuć Vika, a mianie — Luba. Tak nas nazvaŭ tata. U 1972 h. jon, vandroŭny, pituščy hieolah, jaki nie raźviedaŭ ničoha, aprača palavoha špatu, prystaŭ u prymy da našaj maci, skončyŭ zavočna na ahranoma i zrabiŭsia asiedłym admysłoŭcam pa karmavych kulturach. Jahonyja hatunki VDNH prajšli. Baćka časta kaža, što Vika nazvanaja ŭ honar viki, ja — u honar łubinu. Moža, i žartuje. Prynamsi, dva hatunki jahonaj redźki — našyja ciozki. Baćka i ciapier padpracoŭvaje, vyroščvaje hatunkovuju bulbu. Jon — Hieroj sacyjalistyčnaj pracy. U vioscy jaho tak i kličuć — Hieroj, našu maci — Hieroicha, a nas adpaviedna — hierojevy dzieci. Kali ja zajšła ŭ dyjetyčku, Vika ŭžo nervavałasia, źvinieła piarścionkami pa šklancy.

— Nu, i čaho zvała? — zapytałasia ja.

Apošnija hady, pracujučy ŭ roznych «Biełarusiach», my sustrakalisia redka, navat da baćkoŭ jeździli paasobku. Mnie zdavałasia, što stolik padzialaje niabačnaja miaža, i pavietra na baku Viki ciažkaje, i ruki ŭ jaje ciažkija i, napeŭna, chałodnyja, pa samyja paznohci nalityja zdradaju i chłuśnioj. Vika, peŭna, dumaje pra mianie toje ž samaje. Niekalki sekundaŭ my hladzieli adna na adnu ź cikaŭnaj ahidaju.

— Baćka zvaniŭ, — narešcie skazała Vika. U jaho radykulit. Siena nia hreblenaje. Treba pajechać, parabić.

— Vička-sunička, dy ty zdurnieła sa svaim baćkam! Ja pasłała niadaŭna hrošaj, chaj nojmuć kaho! Ja nie pajedu hrebci nijakaje atavy. Dy jon mianie i nie zaprašaŭ.

— Jon paprasiŭ, kab ja tabie pieradała. Jon tabie nia zvonić, bo viedaje, što ty budzieš raŭści.

Baćka moh by biez usialakaj atavy žyć na hierojskuju pensiju j naležać da čystaje publiki. A kali jon unadziŭsia ŭ sialanstva, nie razumieju, čamu ja pavinna hulać u jahonaje chobi.

— Śvinkoŭskija ŭčadzieli. Treba nam jechać, — dadała siastra. Maci j syn Śvinkoŭskija pamahali baćkam na paletku za plašku j ježu.

— Učadzieli?

— Pastavili bražku ŭ pieč i nakryli koŭdraj.

Veranda zhareła, a jany patrucilisia dymam.

— Oj, nu chaj nojmuć inšych. Kali niama hrošaj, ja pašlu.

— Hrošy ja pasyłała, i sumku pasyłała aŭtobusam. Tata prosić pryjechać. Darečy, tam na Vostravie dažynki, ja budu pisać dla «SB» — na ličbavy. Mahła b padkinuć tabie zapisy, ananimna, naturalna. Kalaryt, ličby, ciomnaje sialanstva, hałasy kiraŭnikoŭ. Tabie ž nichto słova nia skaža, sama viedaješ.

Nia skaža, kaštavana ŭžo. A Vicy — z darahoj dušoj. Jana žadany hość — u vykankamach, u kałhasach, špitaloch i škołach, kudy mianie mohuć i nie puścić, a jak puściać, dyk niaplatuć kašaloŭ. Dyj hołas nie zaŭždy dazvolać zapisać. Ale raniej Vika mnie nikoli nie prapanoŭvała padkinuć zapisy — na tym jaje karjera i staić. Dy i ja jaje nie chaču padstaŭlać — ja nia Paŭlik Marozaŭ.

Tak i vyjšła, što naprykancy žniŭnia my prykacili na rovarach da baćkavaha ŭročyšča, razyšlisia metraŭ na dźvieście i pačali zhrabać chvaścistaje siena dy nasić u kopy. Ja pierakananaja, što baćka maje na ŭvazie niejki inšy sens, čymsia narychtoŭka charčoŭ karovie. Niešta kštałtu vychavańnia pakorlivaści j lubovi da ziamli. Vika, tryccacihadovaja baba z paznohciami ŭ kvietački, ciahaje siena! Dyj ja tut nie pryšyj kabyle chvost. Ale ja choć buntuju — dastała z zaplečnika plastykoŭku «džyntona». Adkryju vam: padniavolnuju pracu nielha vykonvać biez alkaholu. Usie viaskoŭcy viedajuć hetuju vialikuju tajamnicu. Usie, aprača Viki. Ja i nia bačačy adčuvała, što jana niaŭchvalna hladzić na majo prychlobvańnie. Nu j chaj. Ja hrebła i nasiła, nasiła j hrebła, pastanaviŭšy, što padymu hałavu tolki na siaredzinie działki. Usio było skončana za niejkija čatyry hadziny. Miesca było hłuchoje, tolki paru razoŭ prajechali kambajny z dalniaha pola. My sabralisia jechać nazad. Siastryca akuratna naviazała sachor dy hrabli na bahažnik dy styrno. Ja zakruciła špahat aby-jak. Rul nie varočaŭsia. Spynilisia, pieraviazała. Ja ničoha nikoli nie rablu jak śled, kali mianie prymušajuć. U Paŭnočnaj Karei jość paniatak «praca lubovi». Heta biaspłatnaja rabota na karyść hramadztva. Nichto nie pytajecca, ci chaču ja vykonvać pracu lubovi. Moža, ja liču za lepšaje adkupicca? Za takimi rozdumami ja nie zaŭvažyła, jak my prajechali kilametry z dva. Maje sachor i hrabli bersalisia. Urešcie sacharovy zub — p-ššš! — praklunuŭ mnie kameru. Daviadziecca iści pieški. Da domu było daloka.

— Och! — zastahnała Vika. — Jak ja stamiłasia z taboju, ty, viarepaŭka. Što nam ciapier, piać kilametraŭ pieškadrała iści?

— Ciabie nichto nia prosić. Ja paviadu rovar, a ty jedź sabie napierad, praz hadzinki paŭtary dačepaju. Na pryrodu palubujusia.

Adnak Vika śpiešyłasia, i my moŭčki pajšli mierać kilametry.

Byŭ toj samy čas, jak leta pierakidvajecca ŭ vosień. Ciškom zmylisia stryžy i łastaŭki, rezkija śvisty, kryklivyja ścizoryki. Na kožnym słupie ŭzdoŭž darohi parami siadzieli busły. Konskija kaštany jašče nie pałopalisia. Dobra kinuć nieabłupleny kaštan za kaŭnier vorahu, a abłupleny, ciopły j hładki — siabru. Zaćviŭ plušč, u jahonyja kvietki, by pjaniužki ŭ kubak, torkalisia apošnija pčoły. My ŭvajšli ŭ zakinutuju viosku. Cicha-hłucha, jak hitlaroŭcaŭ stračajuć. Žyvych zastałosia chat dziesiać. Hłohavy žyvapłot la pravalenaj kramy. Na staroj biarezinie, što praciahnuła halinu praz darohu, viecier kałocić blašanuju tabličku:

«Avtołavka prijezžajet po sriedam i piatnicam s 15 do 17. 00. Ostanovka u mahazina».

(Na halinie bjecca šparka

serca viosački Tatarka :)

Na takim ža drocie tatarskija mužčyny viešali starych sabak. Byvała, pojdzieš uvosień pa hryby — znojdzieš škilet na drocie.

— La Pałaviejki možna napicca. Pomniš, u jaje kałodziež na vulicy? — kaža saśmiahłaja Vika. Dyj mnie młasnavata paśla chimičnaha «džyntonu».

Kałodziež byŭ na miescy, ale ni ahłobli, ni viadra na žoravie nie było. My trochi parykali ŭ studniu i pajšli dalej. Tatarka składałasia z adnaje vulicy, što ciahniecca kilametry na čatyry. Chaty pavalilisia chto kudy, z pablizkaha lesu pa-płastunsku napaŭzała ažyna. Adnak sady ździčeć nie paśpieli.

— Davaj zaleziem u jaki harodčyk dy najamosia jabłyk ci jakich ślivaŭ, — prapanavała ja. — Jajki, mleko, kurka, špek!

My zahnali rovary ŭ husty śliŭniak, pieraleźli pachiły płot, paplecieny z krapivoju, dy viarnulisia ŭ tyja časy, kali byli siastryčkami Lubaj i Vikaj, chadzili ŭ adnu klasu j mieli adno žyćcio na dvaich. Vika vycirała niamytyja ślivy ab štany. Ja — bandanaju.

— A sumna, što dzičeje vioska. Pomniš, kolki razoŭ nas tata siudoju vaziŭ — ludziej było! Dziaciej taŭkłosia! — zaviała jana katrynku.

— Niama ničoha sumnaha, — skazała ja. — Praź dziesiać hod źniknuć i sady, vyraście ažyńnik i alešnik, buduć malinaŭki hniozdy vić dy vaŭki łazić. Ludzi j lasy prosta vajujuć ź pieramiennym pośpiecham — to tam zadyślakujucca, to siam. Dyj jak tut žyli ŭ hetaj Tatarcy — ni łaźni, ni kramy, ni sadka, ni škoły. Pa ŭsio treba ŭ Damašany ciahnucca.

Vietrany pieradvosieński dzień, sonca i pył, krapiva j ślivy. Raj, biezdum, sama paśvicca. My navat ažynaŭ trochi znajšli. I tut cišu parvaŭ žanočy jenk:

— Pirat, Muchtar, fas, fas! Bač, absieli, nie nažarucca nijak!

Praciah budzie

Jeva Viežnaviec — piśmieńnica. Žyvie ŭ Miensku.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0