Elis Manro, fota AP/Peter Morrison.

Elis Manro, fota AP/Peter Morrison.

«Majstar sučasnaha apaviadańnia», — hetak ścipła i nie pretencyjozna hučała aficyjnaja farmuloŭka Nobieleŭskaha kamiteta pa litaratury pry prysudžeńni premii 82­-hadovaj kanadcy Elis Manro. Heta nie «halucynatorny realizm» Mo Jania i nie «kartahrafija struktury ŭłady» Varhasa Ljosy.

«Niekali ja dumała, što maje apaviadańni — heta preludyja da ramana. A potym adnojčy ja zrazumieła, što heta ŭsio, na što zdolnaja», — pryznavałasia piśmieńnica ŭ adnym ź intervju.

Amierykanski litaraturny krytyk Charald Błum nazyvaŭ Manro siarod najmacniejšych navielistaŭ XX st., ale adznačaŭ, što jana ŭsio ž sastupaje ŭ majsterstvie Chorchie Łuisu Borchiesu, Džejmsu Džojsu i Antonu Čechavu.

Elis Manro piša tradycyjna, skazy ŭ jaje tvorach prostyja i łakaničnyja. Pry hetym jana zachoŭvaje vialikuju ŭnutranuju napružanaść i trahizm. Hieroi ž nibyta vašy susiedzi, chaj i dziejańnie adbyvajecca ŭ vioskach i małych haradkach kanadskaha Antarya.

Manro mała viadomaja ŭ našych krajach. Pa siońnia nivodnaja jaje kniha nie pierakładzienaja na rasiejskuju movu.

«Naša Niva» drukuje pieršy pierakład na biełaruskuju.

***

Mama šyła mnie sukienku. Ceły listapad, kali ja viartałasia sa škoły, jana siadzieła na kuchni, abkładzienaja abrezkami čyrvonaha aksamitu i vykrajkami. Jana šyła na staroj nažnoj mašyncy, jakuju padsoŭvała bližej da akna, kab było vidniej i kab pahladać, ci nie idzie chto pa darozie za hołym aharodam, za iržyščam. Ale tam redka chto chodzić.

Aksamit — materyja składanaja: jon syplecca, dyj fason mama abrała nie samy prosty. Jana nie vielmi dobra šyła. Jana lubiła rabić štości svaimi rukami. Heta inakšaje.

Na fastryhavańni, praparvańni detalaŭ prasam mama čas, pa mahčymaści, ekanomiła, a takija tonkaści kraviectva, jak abkidańnie piacielek na huziki ci švoŭ, dyk i zusim nie vyklikali ŭ jaje entuzijazmu, nie toje što ŭ ciotki ci, skažam, babuli.

U adroźnieńnie ad ich, mamu viało natchnieńnie — śmiełaja, jarkaja zadumka; ale čym bližej da mety, tym mienš joj było achvoty šyć. Pačniem z taho, što mama nikoli nie mahła padabrać vykrajku sabie pa dušy. Dziva što: jakaja vykrajka mahła paraŭnacca ź idejami, što kvitnieła ŭ jaje hałavie.

Jana była pašyła mnie kisiejnuju sukienku ŭ kvietački z hłybokim viktaryjanskim vyrazam, atočanym kołkimi karunkami, i adpaviedny kapturok u dadatak; harniturčyk z šatłandki, z aksamitnym pinžačkom i bierecikam; vyšyvanku z pyšnym čyrvonym andarakam i čornaj karunkavaj harsetkaj.

Usie hetyja dziciačyja stroi ja nasiła pasłuchmiana i navat z pryjemnaściu — toje było ŭ časy, kali mianie nie chvalavała mierkavańnie ludziej navokał. Ciapier ja stała razumnaja i maryła pra sukienki, jak u majoj siabroŭki Łoni, — firmovyja, z univiermaha «Biłz».

Mianie čakała prymierka. Časam Łoni zachodziła da mianie paśla škoły, siadzieła na kanapie i nazirała. Ja saromiełasia, što mama poŭzaje vakoł mianie, saromiełasia jaje sapieńnia, chrustu jaje kalenak. Jana niešta marmytała sabie pad nos.

Doma jana chadziła biez stanika i pančochaŭ, na joj byli tapki na tankietcy i škarpetki — na nahach buhrylisia siniušnyja vieny. Vid mamy na kukiškach zdavaŭsia mnie haniebnym i navat nieprystojnym; ja starałasia zaniać Łoni razmovaj, kab, nakolki heta było mahčyma, adciahnuć jaje ŭvahu ad mamy.

Pierad darosłymi Łoni ŭmieła napuskać na siabie vyhlad strymanaj, vietlivaj, zyčlivaj dziaŭčyny, a kali tyja nie bačyli, luta vyśmiejvała ich.

Mama enierhična pavaročvała mianie, abkołvajučy špilkami. Jana prymušała mianie to kružlać pa kuchni, to defilavać, to stajać na miescy. «Jak tabie, Łoni?» — pytałasia jana, nie vypuskajučy špilek z kutočka vusnaŭ.

«Pryhoža», — adkazvała Łoni, miakka i piaščotna, jak jana ŭmieła.

U samoj Łoni mama pamierła. Łoni žyła z tatam, i jamu było na jaje naplavać, i tamu ja adnačasova mocna spačuvała joj i mocna zajzdrościła.

«Budzie pryhoža, kali tolki ŭdasca padahnać pa roście, — adkazvała maci. — Nu voś, — teatralna praciahvała jana, z krechkańniem uzdymajučysia. — Nie viedaju, ci jana heta acenić».

Ja šaleła, kali mama razmaŭlała z Łoni voś tak, niby Łoni — darosłaja, a ja ŭsio jašče dzicia. «Stoj spakojna», — kazała jana, ściahvajučy sfastryhavanuju i skołatuju špilkami sukienku mnie cieraz hałavu.

Aksamit dušyŭ mianie, ahalajučy majo cieła ŭ staroj bavaŭnianaj kambinašcy, jakuju ja nasiła pad formu. Ja zdavałasia sabie niaŭkludnaj kałodaj, pakrytaj husinaj skuraj. Mnie chaciełasia być, jak Łoni — tonieńkaj, chu­dzieńkaj, ź bledna-­błakitnaj skuraj; raniej u jaje byŭ parok serca.

«Kali ja chadziła ŭ škołu, mnie nie było kamu šyć, — kazała mama. — Abo šyj sama, abo idzi biez sukienki». Ja bajałasia, što jana znoŭ pačnie raskazvać, jak išła ŭ horad pieški adzinaccać kiłamietraŭ najmacca aficyjantkaj u pansijanat, kab było na što vučycca.

Usie historyi matčynaha žyćcia, jakija raniej zachaplali mianie, ciapier zdavalisia mieładramatyčnymi, nudnymi i raskazanymi nie da miesca.

«Adnojčy mnie pazyčyli sukienku, — praciahvała jana, — z kremavaha kašemiru, ź jarka­sinim kantam i miłymi pierłamutravymi huzikami. Voś cikava, ci jana jašče jość?»

Kali prymierka skončyłasia, my z Łoni padnialisia ŭ moj pakoj. Tam było chałodna, ale my zastalisia tam.

My razmaŭlali pra chłopcaŭ z kłasa, pierabirali ich, partu za partaj, pytalisia adna ŭ adnoj: «A hety tabie padabajecca? Nie, nu troški? Ty jaho nienavidziš? A ty ź im chadziła b, kali b jon prapanavaŭ?»

Ale nichto nam nie prapanoŭvaŭ. Nam było trynaccać, i my ŭžo dva miesiacy vučylisia ŭ dziaviatym kłasie. My prachodzili testy ŭ žanočych časopisach, kab daviedacca, ci majem my indyvidualnaść i ci budziem mieć pośpiech u supraćlehłaha połu.

My čytali pra toje, jak nakłaści makijaž, jak padkreślić vyhadnyja rysy, pra što razmaŭlać na pieršym spatkańni i što rabić, kali jon zajšoŭ zanadta daloka.

Taksama my čytali pra fryhidnaść, mienapaŭzu, aborty i čamu mužy chodziać naleva. Uvieś svabodny ad zaniatkaŭ čas my źbirali, asensoŭvali i abmiarkoŭvali infarmacyju pra seks.

My paklalisia dzialicca adna z adnoj usimi sakretami. Ale ja nijak nie mahła skazać Łoni pra tancy — pra kaladnuju viečarynu ŭ škole, dziela jakoj mama i šyła mnie sukienku. Nie mahła skazać joj, što nie chaču iści.

Škoła była dla mianie adnym biaskoncym stresam. Ja nie viedaju, ci dla Łoni taksama. Pierad ispytami ŭ jaje chaładzieli ruki i zachodziłasia serca, a ja, ja była ŭ rospačy ŭvieś čas.

Kali mnie zadavali pytańnie na ŭroku — luboje, navat samaje lohkaje, — ja mahła adkazvać tolki chrypłym dryhotkim hołasam. Kali mianie vyklikali da doški, ja była pierakananaja — navat u dni, kali heta było niemahčyma, — što na spadnicu zzadu pratačyłasia kroŭ.

Kali matematyk prasiŭ nakreślić koła na došcy vialikim cyrkulem, maje ruki rabilisia lipkimi ad potu. Ja nie mahła adbić miač u valejbole; kali treba było zrabić niešta na vačach u inšych, u mianie źnikali lubyja refleksy.

Ja nienavidzieła ŭroki ekanomiki, ba tam tre' było raźlinieić sšytak dla buchuliku, a jak tolki nastaŭnik zaziraŭ mnie cieraź plačo, roŭnyja radki źjazdžalisia razam i jšli chvalami.

Ja nienavidzieła fiziku; my rassadžvalisia na kresły pad zyrkimi lampami za stałami, zastaŭlenymi nieznajomymi, krochkimi pryborami, a vykładaŭ fiziku dyrektar — mužčyna z chałodnym, samazadavolenym hołasam, jakim jon štoranku čytaŭ nam Jevanhielle, i vialikim talentam prynižać inšych.

Ja nienavidzieła anhlijskuju, bo chłopcy hulali ŭ łato na zadnich partach, a nastaŭnica, mažnaja, nierašučaja i krychu kasavokaja maładzica, čytała nam Uodsvarta.

Jana ŭščuvała ich, kryčała na ich da čyrvani tvaru i, takoha ž, jak u mianie, zryvu ŭ hołasie. Jany karcinna prabačalisia i kali jana praciahvała vierš, prymali zachoplenyja pozy, rabili natchnionyja tvary, uskidvali vočy da stoli, pryciskali dałoni da serca.

Časam jaje davodzili tak, što jana vybiahała z płačam na kalidor. Chłopcy myčali joj uśled — i naš rohat — moj u tym liku — zdahaniaŭ jaje. U kłasie tady panavała atmaśfiera biaźlitasnaha karnavału, jakaja pryhniatała takich słabych i spaniavieranych asobaŭ, jak ja.

Ale ekanomika, fizika, anhlijskaja mova — heta było nie hałoŭnaje ŭ škole. Niešta inšaje nadavała žyćciu blask i intensiŭnaść.

Stary budynak ź jaho syrymi piačorystymi sklapieńniami, ź ciomnymi harderobami i partretami miortvych karaloŭ dy źnikłych pieršaprachodcaŭ bryniaŭ mandražom u čakańni vialikaha połavaha spabornictva.

Mrojačy pra hučnuju pieramohu ŭ hetym spabornictvie, ja ŭsio­-tki pradčuvała svoj tatalny pravał. Tre' było, kab choć niešta nie dało mnie pajści na viečar.

Pryjšoŭ śniežań i pryjšoŭ śnieh. I mnie ŭ hałavu pryjšła ideja. Jašče raniej ja biespaśpiachova sprabavała ŭpaści z rovara i paškodzić nahu, viartajučysia dadomu pa naledzi prasiołku, śpiareščanaha kalainami. Ale heta było nie tak prosta.

U toj ža čas, jak ličyłasia, u mianie byli słabyja horła i lohkija — čamu b nie skarystacca z hetaha? Unačy ja ŭzdymałasia i pryadčyniała fortku. Ja klenčyła, padstaŭlajučy raziaŭleny rot vietru, źmiašanamu sa śnieham.

Ja rasšpilvała vierch pižamy. Ja paŭtarała sabie vyraz «sinieć ad choładu» i, klenčačy z zapluščanymi vačyma, ujaŭlała, jak maje hrudzi i horła siniejuć i šera­błakitnaja sietka vienaŭ prastupaje pad skuraj.

Ja stajała tak, pakul mahła tryvać, a potym zahrabała śnieh z padvakońnia, raścirała sabie hrudzi i zašpilvała pižamu. Śnieh tajaŭ pad fłanellu, i ja spała ŭ mokrym — hatovaja chvaroba!

Zranicy, pračynajučysia, ja pračyščała horła, spraŭdžvała, ci nie balić, rabiła kantrolny kašal, z nadziejaj macała łob, spraŭdžvajučy tempieraturu. Ale ŭsio było kiepska. Štoranicy, u tym liku kali nadyšoŭ dzień tancaŭ, ja pračynałasia pieramožanaj i — absalutna zdarovaj.

U dzień tancaŭ ja nakruciła vałasy na stalnyja bihudzi. Nikoli raniej ja hetaha nie rabiła, bo ŭ mianie vałasy i tak vijucca, ale ŭ toj dzień ja prahnuła abaranić siabie lubymi dastupnymi mnie rytuałami žanockaści.

Ja lažała na kanapie ŭ kuchni, čytała «Apošnija dni Pampiejaŭ» Bulviera­-Litana, i mnie samoj chaciełasia apynucca pad tonami łavy. Maja pierfiekcyjanistka­-maci pryšyvała da sukienki bieły karunkavy kaŭnieryk; jana ličyła, što karunki — heta pa­darosłamu.

Ja nie zvodziła vačej z hadzińnika. Heta byŭ adzin z najkaraciejšych dzion u hodzie. Špalery nad kanapaj byli śpiareščanyja daŭnimi «kryžykami­-nulikami», starymi rysunkami i kramzołami, jakija ja ci brat pakidali tut, pakul lažali z branchitam. Ja hladzieła na ich i chacieła nazad, u rataŭničy maniežyk dziacinstva.

Kali ja źniała bihudzi, vałasy, zavityja jak naturalna, tak i štučna, strelili ŭ baki ilśnianym fiejervierkam. Ja mačyła ich vadoj, pryčesvała, zalizvała hrabiancom, prymušajučy abramlać avał tvaru. Ja naniesła pudru, jakaja, niby tynkoŭka, ablapiła moj haračy tvar.

Mama vyciahnuła z šafy svaju tualetnuju vadu Ashes of Roses, jakoj nikoli nie karystałasia, i dazvoliła mnie papšykać na plečy. Potym jana zašpiliła mnie sukienku i paviarnuła mianie da lustra. Tam była prynceska z asinaj talijaj. Hrudzi, abciahnutyja tuhim lifam, niejak pa­novamu, z darosłym apłombam vytyrkalisia napierad z-­pad dziciačych falbonak kaŭnieryka.

«Škada, niama fotaaparata, — skazała mama. — Ja — hienij padhonki. Ty musiš skazać mnie dziakuj».

«Dziakuj», — skazała ja.

Pieršaje, što ja pačuła ad Łoni, kali adčyniła joj dźviery, było: «Boža, što ŭ ciabie na hałavie?»

«Zaviŭka», — skazała ja.

«Prosta zułus niejki. Ale spakojna. Daj hrabianiec, zrablu tabie hulku. Narmalnuju pryčosku. Ty navat vyhladać budzieš daraślejšaj».

Ja sieła pierad lusterkam, a Łoni ŭstała za mnoj, pačaŭšy ŭkładvać mnie vałasy. Mama, jak vyhladała, prykleiłasia da nas naviečna. «Idzi ŭžo», — podumki prasiła ja. Hle­dziačy, jak zaplatajecca hulka, jana ŭskliknuła: «Ty cud, Łoni! Tabie varta pajści vučycca na cyrulnicu!»

«O, heta ideja», — adkazała Łoni.

Na joj była błakitnaja sukienka ź vialikaj baskaj i bantam; jaje sukienka vyhladała bolš darosłaj, navat kali ździerci z majoj kaŭnieryk. Vałasy ŭ jaje byli hładkimi, jak u dziaŭčyny z rekłamy nievidzimak.

Ja zaŭsiody ŭpotaj dumała, što Łoni nie moža być pryhažuniaj, bo ŭ jaje kryvyja zuby, ale ciapier ja bačyła, što kryvyja nie kryvyja, a pobač ź jaje modnaj sukienkaj i hładkimi vałasami ja vyhladała zaciahnutym u čyrvony aksamit, łupatym, kudłatym pudziłam, na miažy psichičnaha razładu.

Mama pravodziła nas da dźviarej i kryknuła ŭ ciemru: «O rezervuar!» Heta było naša z Łoni tradycyjnaje raźvitańnie; ź jaje vusnaŭ jano prahučała niedarečna i pa­-durnomu, i ja tak razzłavałasia na hetaje małpavańnie, što nie adkazała. Tolki Łoni prykryčała ŭ adkaz badziorym i radasnym hołasam: «Da pabačeńnia!»

Himnazija pachła chvojaj i kiedram. Čyrvonyja i zialonyja šary z hafravanaj papiery źvisali z baskietbolnych kołaŭ; vysokija vokny z častymi ramami byli ŭpryhožanyja chvajovymi halinami.

Usie staršakłaśniki, zdavałasia, pryjšli paračkami. Niekatoryja dziaŭčaty z dvanaccataha i trynaccataha kłasaŭ pryviali vypusknikoŭ, jakija ŭžo mieli pracu ŭ horadzie.

Hetyja maładyja ludzi kuryli ŭ škole, i nichto nie moh im ničoha skazać, jany byli svabodnyja. Ich damy stajali pobač, jak by miž inšaha trymajučy svaich kavaleraŭ za rukavy pinžakoŭ, z nudnymi, adčužanymi i pryhožymi tvarami.

Mnie b chaciełasia hetak ža. Hetyja dziaŭčaty pavodzilisia tak, niby jany — starejšyja — adzinyja lehitymnyja hości viečara, a rešta nas, što vijecca navokał — niabačnyja, biaspłotnyja duchi; kali abvieścili pieršy taniec — Poł Džons — jany pasunulisia ŭ tanczału z hracyjaj amiobaŭ, pabłažliva paśmichajučysia adna adnoj, tak, niby ich zaprašali da paŭzabytaj dziciačaj hulni. Za imi, trymajučysia za ruki, u trymcieńni papaŭźli my, dziaŭčaty­dzieviacikłaški.

U tancy Poł Džons nichto nikoha nie zaprašaje — kavalery i damy ruchajucca dvajnym karahodam u supraćlehłyja baki, a kali muzyka spyniajecca, raźbivajucca na vypadkovyja pary.

Ja nie padymała vačej na źniešniaje koła, jakoje kruciłasia pierada mnoj, bajučysia pabačyć kahości, chto, nasupierak dobrym manieram, pryśpiešvajecca, kab sa mnoj raźminucca.

Kali muzyka spyniłasia, ja spyniłasia taksama i, pryŭźniaŭšy vočy, pabačyła pierad saboj chłopca pa imieni Mejsan Uiljams, jaki nieachvotna spyniŭsia pierada mnoju. Jon pačaŭ tančyć sa mnoj, ledźvie kranajučysia maich palcaŭ.

Nohi ŭ mianie padkošvalisia, plečy maje kałaciła, ja nie mahła vycisnuć ź siabie ni słova. Hety Mejsan Uiljams byŭ hierojem škoły; jon hulaŭ u baskietboł dy chakiej i chadziŭ pa kalidory samotny, jak karol, i nachabny, jak varvar.

Tančyć z takoj nikčemnaściu, jak ja, było nižej za jaho honar, usio adno što vučyć na pamiać Šekśpira. My aboje vydatna heta razumieli, i ja fizična adčuvała niepamysnyja pohlady, jakimi jon abmieńvaŭsia ź siabrami.

Spatykajučysia, jon pavioŭ mianie ŭ tancy da kraju tancpoła. Źniaŭ ruku z majoj talii i adpuściŭ majo plačo.

«Pakul», — raźvitaŭsia jon i syšoŭ.

Chvilinu da mianie dachodziła, što adbyłosia, što jon nie vierniecca. Ja adyšłasia i padpierła ścianu. Nastaŭnica fizkultury, jakaja enierhična tancavała ź dziesiacikłaśnikam, kinuła na mianie vyrazny pozirk.

I ja strašna bajałasia, što jana źviernie ŭvahu na situacyju i pačnie publična zmušać Mejsana datancavać sa mnoj da kanca. Mejsanaŭ učynak ani ździviŭ, ani razzłavaŭ mianie. Ja vydatna razumieła, chto jon, a chto ja ŭ vačach škoły.

Jon byŭ sapraŭdnaj zorkaj — nie niejkaj aficyjnaj zorkaj kštałtu starasty ci alimpijadnika, jakoha čakaŭ pośpiech za ścienami škoły: hetyja ź vietlivaj pabłažlivaściu pratančyli b sa mnoj da kanca — i ja adčuvała b siabie nie lepiej.

Usio ž ja vielmi spadziavałasia, što mała chto zaŭvažyŭ mianie i Mejsana. Usieahulnaj uvahi ja nie vynosiła. Ja pačała hryźci vialiki palec.

Kali taniec skončyŭsia, ja źmiašałasia ź dziaŭčatami, jakija pamknuli da kutoŭ spartzały, dzie my tančyli. Ujavi sabie, što tancy jašče nie pačynalisia, pierakonvała ja siabie. Što voś heta samy pačatak.

Muzyki znoŭ zajhrali. Tłum na našym kancy zały varuchnuŭsia i vokamhnienna rassmaktaŭsia. Padyšli chłopcy, dziaŭčaty pajšli tančyć. Łoni taksama.

Dziaŭčyna źleva ad mianie taksama. Mianie nie zaprasili. Ja zhadała artykuł, jaki my čytali z Łoni, u im havaryłasia: «Uśmiešačku! Chaj malcy pabačać blask u tvaich vačach, pačujuć śmiech u tvaim hołasie! Prostaja iścina, ale kuča dziaŭčat ihnaruje jaje!»

I praŭda. Ja i zabyłasia. Maje brovy źviało ad napruhi, musić, vyhladała heta žachliva. Ja hłyboka ŭzdychnuła i pasprabavała rassłabić tvar. Ja paśmichnułasia. Ale paśmichacca prosta tak było tupa.

Da taho ž, jak ja zaŭvažyła, dziaŭčaty ŭ zale, tyja, kaho zaprasili, zusim nie paśmichalisia; u mnohich ź ich byli sonnyja, nadźmutyja tvary — nijakich uśmiešak.

A dziaŭčat usio zaprašali. Niekatoryja, straciŭšy nadzieju, zaprašali adna adnu. Ale zbolšaha zaprašali chłopcy. Zaprašali toŭstych, zaprašali pryščavych, zaprašali biednych, u jakich nie było sukienki i jakija pryjšli na tancy ŭ švedry sa spadnicaj, ich zaprasili, i jany tančyli.

Čamu zaprasili ich, a mianie nie? Usich, ale nie mianie? Na mnie była čyrvonaja aksamitnaja sukienka, ja zaviła vałasy, ja napyrskałasia dezadarantam i tualetnaj vadoj.

«Malisia», — skazała ja sabie. Ja nie mahła zapluščyć vačej, ale podumki paŭtarała: «Kali łaska, nu, kali łaska», — ja skłała palcy za śpinaj u znak, mahičniejšy za prosty kryžyk — sakretny znak, jaki ja i Łoni ŭžyvali, kab nas nie vyklikali da doški na matematycy.

Nie spracavała. Toje, čaho ja bajałasia, akazałasia praŭdaj. Ja zastałasia stajać la ścienki. Sa mnoj było niešta niajasnaje. Heta nie było niešta, što možna było vypravić, kštałtu smurodu z rotu, ci praihnaravać, jak pryščy, i ŭsie heta viedali, i ja heta viedała; ja zaŭždy heta viedała.

Ale da siońnia ja nie viedała napeŭna, ja spa­dziavałasia, što pamyliłasia. Raptam mnie stała młosna. Ja praminuła paru dziaŭčatak, jakich taksama nie zaprasili, i schavałasia ŭ dziavočaj prybiralni. Zamknułasia ŭ kabincy.

I siadzieła tam. U pierapynkach dziaŭčaty imkliva zachodzili i vychodzili. Kabinak było šmat; nichto nie zaŭvažyŭ, što adna była ŭvieś čas zaniataja mnoju. Ja słuchała muzyku, jakaja mnie padabałasia, ale bolš nie kranała. Mnie chaciełasia pierasiedzieć, niezaŭvažna vybracca, pajści dachaty.

Padčas adnaho z tancaŭ niechta ŭvajšoŭ. Niejkaja dziaŭčyna doŭha myła ruki, potym doŭha pryčesvałasia. Ja padumała, jana zaŭvažyć, što ja stolki času tyrču ŭ kabincy. Ja paličyła za lepšaje vyjści i pačać myć ruki. Moža, pakul ja pastaju la ŭmyvalnika, jana pojdzie sabie.

Heta była Mery Fartuna. Ja viedała, jak ja zavuć, bo jana była kapitanam Dziavočaha atletyčnaha tavarystva, jaje fota visieła na došcy honaru i jana była hałoŭnaj arhanizatarkaj u škole.

Heta jana dapamahała rychtavać kaladny viečar — abychodziła kłasy, zaprašajučy achvočych raźviešvać upryhožańni. Jana była ŭ adzinaccatym ci dvanaccatym kłasie.

«Tut dobra. Prachałoda! — skazała jana. — Ja zajšła, kab aśviažycca. Tam prosta paryłka».

Jana praciahvała pryčesvacca, kali ja damyła ruki. «Jak tabie muzyka?» — spytałasia jana.

«Narmalna», — skazała ja.

Ja nie viedała, što skazać. Mnie ŭvohule było dziŭna, što staršakłaśnica marnuje čas na razmovy sa mnoju.

«Fufło, a nie muzyka, fu, — adkazała jana. — Ja nienavidžu tancy i ja nienavidžu muzykaŭ. Tolki pasłuchaj. Što za rvany rytm. Lepš nie tančyć uvohule, čym tančyć pad heta».

Ja pryčesvałasia. Jana abapierłasia na rukamyjnik, nazirajučy za mnoju.

«Nie chaču tančyć dyj zastavacca tut nie chaču. Chadziem pakurym».

«Kudy?»

«Davaj za mnoj. Ja pakažu».

Na inšym kancy prybiralni byli dźviery. Niezačynienyja, jany viali ŭ ciomnuju kamorku ź viodrami i švabrami. Jana paprasiła mianie prytrymać dźviery ŭ prybiralniu, kab było śviatło, a sama stała namacvać nastupnyja dźviery. Jany adčynilisia ŭ ciemru.

«Śviatło ŭklučać nielha, a to niechta pabačyć, — skazała jana. — Heta pakojčyk vachciora».

Ja padumała, što atlety viedajuć pra škołu jak pra budynak bolš, čym astatnija; jany viedajuć, dzie lažyć invientar i zachodziać u niedastupnyja astatnim dźviery ź niezaležnym, zakłapočanym vyhladam.

«Hladzi pad nohi, — papiaredziła jana. — Dzieści ŭ kancy prystupki. Jany viaduć u kamorku na trecim paviersie. Kamorka zamknionaja, ale tam jość pieraborka. Tamu, kali sieści na prystupki, to navat kali niechta vypadkova zojdzie, tut nas nie zaŭvažać».

«A cyharetny pach?» — spytałasia ja.

«Dy ładna. Ryzyka — naša ŭsio».

Nad schodami było vakienca, jakoje davała krychu śviatła. Mery Fartuna vyciahnuła z torbački cyharety i zapałki. Raniej ja kuryła tolki samakrutki, jakija my z Łoni rabili z tytuniu, što jana krała ŭ baćki; samakrutki razvalvalisia paśla pary zaciažak. Hetyja cyharety byli lepšyja.

«Ja tolki tamu siońnia pryjšła, — skazała Mery Fartuna, — bo ja viešała hirlandy, mnie prosta chaciełasia pahladzieć, jak jano vyhladaje ŭ anturažy i ŭsio takoje. Inakš by mianie tut nie było. Ja nie pacanamanka».

Vysokaje akienca aśviatlała jaje vuzki, pahardlivy tvar, smuhlavuju skuru, pašytuju pryščykami, jaje mahutnyja skivicy, što ściskalisia ŭ načalnicki vyskał.

«Va ŭsich bab u hetaj škole prosta manija na pacanoŭ. Ty nie zaŭvažyła? Prosta parad pacanamanak, a nie siaredniaja navučalnaja ŭstanova».

Mnie byli pryjemnyja jaje ŭvaha, jaje kampanija, jaje cyhareta. Ja skazała, što jana maje racyju.

«Naprykład, siońnia. Ja ŭprošvała ich raźviesić šary i inšy chłam. A jany prosta stajali na drabinach i vypiendryvalisia pierad chłopcami. Upryhožańni — pa barabanie. Hałoŭnaje — pakrasavacca. Ich žyćciovaja meta — vypiendryvacca pierad chłopcami. Jany idyjotki, ja tak liču».

My abmiarkoŭvali nastaŭnikaŭ i školnyja spravy. Jana skazała, što choča stać nastaŭnicaj fizkultury, tamu źbirajecca ŭ koledž, ale ŭ jaje baćkoŭ niama čym płacić.

Jana skazała, što poj­dzie pracavać, bo pa­lubomu choča być niezaležnaj, jana pojdzie ŭ aficyjantki, a letam uładkujecca na fiermu, naprykład, źbirać tytuń.

Słuchajučy jaje, ja pačuvałasia nie takoj niaščasnaj. Ja sustreła takuju ž, jak ja, niaŭdačnicu — ja bačyła heta, — ale, u adroźnieńnie ad mianie, hetaja dziaŭčyna była poŭnaja enierhii i samapavahi. Jana znajšła vyjście. Jana budzie źbirać tytuń na fiermie.

Tak my stajali, razmaŭlali i kuryli, u tancach byŭ vialiki pierapynak, i ŭsie tam častavalisia kavaj z pončykami. Kali muzyki znoŭ zajhrali, Mery skazała: «Słuchaj, a što my ŭvohule tut zabyli? Davaj zabiarem palitony i zvalim. Možna pajści ŭ zabiahałaŭku da Li i spakojna parazmaŭlać za kakavaj. Ty jak?»

My prabralisia praz pakojčyk vachciora, zaciskajučy ŭ dałoniach popieł i niedapałki. U kamorcy sa švabrami my spynilisia i prysłuchalisia, kab pierakanacca, što ŭ prybiralni pusta. My vyjšli na śviatło i zmyli niedapałki va ŭnitaz. Nam treba było prabracca da šatni praz natoŭp tancoraŭ; šatnia była ŭ viestybiuli.

Pačaŭsia novy taniec. «Abydzi spartzału pa pierymietry, — skazała Mery. — Nichto nas nie zaŭvažyć».

Ja pajšła za joj. Ni na kaho nie hledziačy. Nie šukajučy vačyma Łoni. Ja, vidać, bolš nie budu siabravać z Łoni. Prynamsi, nie tak, jak raniej. Jana była z tych, kaho Mery nazyvała pacanamankami.

Ja pabačyła, što nie tak heta i strašna — ciapier, kali ja vyrašyła pajści z tancaŭ. Ja nie čakała, što niechta mianie zaprosić. U mianie byli svaje płany. Mnie nie tre' było paśmichacca, kab pryciahnuć udaču. Heta bolš nie mieła značeńnia. Ja išła pa svaich spravach — pić kakavu ź siabroŭkaj.

Niejki chłopiec niešta mnie skazaŭ. Jon zastupiŭ mnie darohu. Mnie zdałosia, jon skazaŭ, ty niešta ŭpuściła ci kudy ty, horderob ža zamkniony. Ja nie zrazumieła, što jon zaprašaje mianie na taniec, pakul jon nie paŭtaryŭ zaprašeńnia.

Heta byŭ Rejmand Bołtynh z našaha kłasa, ź jakim ja ŭ žyćci nie abmianiałasia ni słovam. Jamu zdałosia, što ja skazała «tak». Jon pakłaŭ ruku mnie na taliju, i, amal nie ŭśviedamlajučy, što rablu, ja pačała tančyć.

Jon vioŭ mianie ŭ centr zały. Ja tančyła. Maje nohi nie padkošvalisia, a ruki i nie dumali pacieć. Ja tančyła z chłopcam, jaki mianie zaprasiŭ. Nichto nie namaŭlaŭ i nie prymušaŭ jaho — jon prosta mianie zaprasiŭ. Jak heta było mahčyma, ci možna było ŭ heta pavieryć, urešcie, ci ŭsio sa mnoj u paradku?

Ja źbirałasia skazać jamu, što heta pamyłka, ja źbirałasia sychodzić, ja išła na kakavu ź siabroŭkaj. Ale pramaŭčała. Ja źlohku skurčyła tvar, kab nadać jamu chmury, adsutny vyraz u styli tych, kaho abrali, tych, chto tančyŭ.

I mienavita taki tvar pabačyła Mery Fartuna, kali vyjšła z šatni, užo zachutanaja ŭ šalik. Ja mlava machnuła rukoj, źniataj z chłapiečaha plača, maŭlaŭ, prabač, ja nie viedaju, što zdaryłasia, nie čakaj mianie. Potym ja adviarnułasia, a kali paviarnułasia znoŭ, jaje ŭžo nie było.

Rejmand Bołtynh pravioŭ dadomu mianie, a Harald Simanz — Łoni. Učatyroch my dajšli da pavarotu na Łoninu vulicu. Chłopcy abmiarkoŭvali chakiej, my z Łoni nie mahli padtrymać hetaj razmovy.

Potym my raźbilisia na pary, i Rejmand praciahnuŭ pierakonvać mianie ŭ tym, u čym tolki što pierakonvaŭ Haralda. Zdavałasia, jon nie zaŭvažaŭ, što pierad im ja, a nie jon. Paru raz ja ŭstaviła: «Nie viedaju, ja ŭ chakiei nie raźbirajusia», — ale potym užo adno ŭhukała dy padtakvała — hetaha było bolš, čym dastatkova.

Nie pra chakiej jon skazaŭ nastupnaje: «Ja nie viedaŭ, što ty žyvieš tak daloka», — i šmyrhnuŭ nosam. Ad choładu ja taksama zasapliviła; pachrabuścieŭšy cukierkavymi fancikami ŭ kišeni, ja namacała pakamiečanuju survetku.

Vahałasia, ci prapanavać jamu, ale jon znoŭ hučna šmyrhnuŭ, tamu ja skazała: «Voś survetka, zdajecca, navat nie vielmi čystaja, ja atramant vycirała. Ale kali razarvać napałam, to bu­dzie mnie i tabie».

«Dziakuj, — skazaŭ jon, — Ja vaźmu».

Zdorava, što ja tak zrabiła, bo, kali la našych vieśničak ja skazała: «Nu, da pabačeńnia», — a jon skazaŭ: «Aha, da pabačeńnia», — jon raptam nachiliŭsia da mianie i pacałavaŭ, źlohku, z vyhladam čałavieka, jaki viedaje, što i kali rabić, u kutok vusnaŭ.

Heta byŭ nie son. Ja mahła žyć. Ja padyšła da akna kuchni i pabačyła mamu. Jana sia­dzieła, pastaviŭšy nohi ŭ adčynienuju duchoŭku, piła harbatu z kubka, prosta siadzieła i čakała, kali ja viarnusia i raskažu pra ŭsio, što adbyłosia.

A ja nie źbirałasia raskazvać joj ni ciapier, ni ŭ budučyni. Ale kali ja pabačyła śviatło na kuchni, mamu ŭ vyćviłym machrovym chałacie ź piersidskimi ŭzorami, jaje sonny, ale poŭny niaścierpnaha čakańnia tvar, ja zrazumieła, što ŭ mianie jość tajamničaja i amal niepadjomnaja misija — być ščaślivaj, i što siońnia ja ledź nie pravaliła jaje, i, mahčyma, ŭ budučyni mnoha raz pravalu, ale mama nikoli pra toje nie daviedajecca.

Z debiutnaha zbornika «Taniec ščaślivych cieniaŭ dy inšyja historyi» (1968) (Red Dress—1946).

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?